Komplikowanie życia klientom nie powinno się opłacać instytucjom finansowym. Świat finansów powinien być przejrzysty. Klient, potencjalny kredytobiorca czy inwestor powinien mieć dostęp do wszystkich informacji, podanych w sposób prosty i klarowny.
Jak często mamy wrażenie, że instytucje finansowe celowo gmatwają proste rzeczy, żeby tylko złowić klienta? Kiedy ostatni raz podpisaliśmy umowę z bankiem, w której na końcu strony nie było dopisku drobnym drukiem? Co ja mówię – na końcu strony! Coraz częściej zapisy maczkiem zajmują więcej miejsca niż sama treść umowy. Coraz częściej zadaję sobie pytanie - jaki cel ma bank w robieniu swoich klientów w konia?
Banki od stuleci zabiegają o to by postrzegać je jako instytucje stabilne, kierujące się rozsądną polityką biznesową, wzbudzające zaufanie. A czy można mieć zaufania do kontrahenta, który chce nas złowić na reklamowy haczyk i nie informuje rzetelnie o wszystkich postanowieniach umowy? Przecież nawet najbardziej niekorzystne warunki umowy zapisane i pokazane uczciwie klientowi więcej zrobią dobrego dla pozytywnego postrzegania banku niż złowienie naiwnego klienta, który uwierzy w reklamowe hasło, a później będzie miał poczucie, że został zmanipulowany.
Wiem, że to naiwność postulować od instytucji finansowych by w umowie z klientem na początku informowali go, że faktycznie lokata może i jest na 6 proc., ale dopiero po wpłaceniu pół miliona, a konto oszczędnościowe rzeczywiście jest darmowe, ale przy deklarowanych wpłatach miesięcznych nie mniejszych niż 10 tys. zł. Bądźmy szczerzy – Polacy, mimo że w krótkim czasie przeszli ciężką lekcję finansowych niuansów, wciąż w podejściu do pieniędzy odznaczają się beztroską naiwnością i niewiedzą. Przy inwestowaniu kierujemy się poradami sąsiadów, rodziny i znajomych. W wyborze konta bankowego czy lokaty częściej ulegamy sloganom reklamowym niż własnemu osądowi. Wystarczy, że usłyszymy w telewizji, że fundusz daje nam gwarancję 100 proc. zwrotu kapitału, a chętnie kupujemy jego jednostki.
Dlaczego tak rzadko sami decydujemy się na poświęceniu kilku godzin na przejrzenie ofert banków czy funduszy i porównaniu najlepszych opcji? Czy to intelektualne lenistwo czy zbyt duży stopień skomplikowania finansowego świata? Z punktu widzenia instytucji finansowych, taka sytuacja jest wygodna – im klient bardziej zdezorientowany, zagubiony i posiadający mniejszą wiedzę i doświadczenie – tym lepiej. Czy ktoś jeszcze pamięta reklamy telewizyjne nadawane w szczycie hossy 2007 roku namawiające nas na inwestowanie w ryzykowne fundusze akcji? Na kilkanaście tygodni przed krachem….
Stąd mój postulat – upraszczajmy. Upraszczajmy świat finansów jak tylko można. Pokazujmy wszystkie niuanse i pułapki czekające na rozgorączkowane głowy, które uwierzyły, że akcje będą już tylko rosły.
Zaglądajmy na naszą mapę funduszy, gdzie w prosty jak nigdzie w Polsce sposób można dojrzeć trendy panujące na rynku funduszy inwestycyjnych. Czy może być coś prostszego niż odróżnienie zielonego i czerwonego światła? Taka jest właśnie nasza mapa funduszy – im kolor bardziej czerwony, tym więcej traci dany fundusz bądź grupa funduszy. Im intensywniejsza zieleń – tym większe zyski.
Po kliknięciu w dany fundusz, otwiera się zakładka z graficznym wykresem obrazującym zachowanie się funduszu w danym okresie. W ten sposób nie angażując swojego czasu możemy pobieżnie prześledzić jak radzą sobie fundusze danego dnia. Natomiast osoby bliżej zainteresowane daną kategorią lub danym funduszem mogą wgłębiać się dalej w informacje coraz bardziej szczegółowe.
I najważniejsze – inaczej niż na drodze – zielone światło nie oznacza automatycznie: jedź! W przypadku funduszy zieleń odczytujmy raczej jako: dobrze się zastanów, zanim zdecydujesz się ruszyć z miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz