poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Słuchanie rad analityków to zachowanie hazardowe

Jak podaje Rzeczpospolita, jedynie połowa rekomendacji wydawanych spółkom przez analityków domów maklerskich jest trafiona. Czy zatem nie lepiej zamiast podążać za radami suto opłacanych ekspertów zdać się na rzut monetą albo szczęśliwy (mniej lub bardziej) traf?

wtorek, 9 marca 2010

Ucieczka z placu zabaw

Mija dziesiąty rok XXI wieku, a Polaków wciąż trzeba przekonywać do zajmowania się swoimi finansami przez Internet. Sposoby promowania swoich usług w sieci przez banki są różne. Jeszcze niedawno w inteligentnej reklamie ING pan Internetowy zachęcał do samodzielności i oszczędzaniu na opłatach bankowych właśnie dzięki dostępowi do rachunku w Internecie. Teraz przyszła pora na kredyty.

 
Reklama banku ING, w której tata opiekuje się dzieckiem na placu zabaw wywołała burzliwą dyskusję na portalach społecznościowych. Większość internautów uważa, że reklama jest w złym guście, a w końcówce widz zapamiętuje nieszczęsną zbitkę: „Tato kupa – spotkajmy się na Ing.pl”. Niektórzy uważają, że mimo wszystko reklama jest zabawna – w końcu występują w niej aktorzy kabaretowi. Zaraz jednak dodają, że przekaz nie przekonuje do odwiedzenia strony banku.

Oczywiście nie zabraknie takich, którzy dopatrują się ukrytego, głębszego sensu. Otóż zapracowany i zajęty dzieckiem tata nie ma czasu na wyjaśnianie zawiłości odnośnie kredytów hipotecznych i odsyła młode małżeństwo do Internetu, gdzie można znaleźć potrzebne informacje. Zapewne taki był zamysł i główna idea spotu.

Coś jednak nie wypaliło. W reklamie coś uwiera, sprawia, że po jej obejrzeniu poczułem się zniesmaczony, rozczarowany, z lekka poirytowany. I nie chodzi nawet o tę nieszczęsną kupę, która zdominowała internetowe dyskusje. Jestem w stanie utożsamić się z ojcem, który musi z dzieckiem pędzić do domu, bo są pilniejsze sprawy niż rozmowa o kredytach.

To co szczególnie uwiera w spocie ING, to właśnie młode namolne małżeństwo, które nie zadało sobie trudu by co poszukać informacji o rynku mieszkaniowym. O nie, z takimi osobami z pewnością nie będę spotykał się na Ing.pl. Ile razy zdarzyło się, że ktoś podszedł do nas na placu zabaw i spytał: A pan przed czy po kredycie? A mieszkania będą tanieć czy drożeć?

O ile pan Internetowy wyglądał na rozsądnego, inteligentnego faceta, który wie w jaki sposób oszczędzać na opłatach, to małżeństwo z nowej reklamy sprawia wrażenia, jakby zamiast doradcy kredytowego przydał im się raczej psycholog. Przy spotkaniu z takimi osobami każdy pretekst jest dobry, by zabierać dziecko i zwiewać z placu zabaw.

I tu moim zdaniem tkwi największy problem. Miało być zabawnie a przekaz miał być jasny – nie wiesz co robić, wejdź na naszą stronę. Wyszło niestety niesmacznie – zestawienie nazwy banku z kupą oraz przedstawienie potencjalnych kredytobiorców jako nieudaczników. Idea słuszna, gorzej z wykonaniem. Być może reklama spełniła nawet swoje zadanie i strona banku notuje rekordy oglądalności. Ryzyko było jednak duże. Gratulujemy odwagi, ale prosimy o powrót do stylu pana Internetowego.

wtorek, 2 marca 2010

Upraszczajmy świat finansów


Komplikowanie życia klientom nie powinno się opłacać instytucjom finansowym. Świat finansów powinien być przejrzysty. Klient, potencjalny kredytobiorca czy inwestor powinien mieć dostęp do wszystkich informacji, podanych w sposób prosty i klarowny.

Jak często mamy wrażenie, że instytucje finansowe celowo gmatwają proste rzeczy, żeby tylko złowić klienta? Kiedy ostatni raz podpisaliśmy umowę z bankiem, w której na końcu strony nie było dopisku drobnym drukiem? Co ja mówię – na końcu strony! Coraz częściej zapisy maczkiem zajmują więcej miejsca niż sama treść umowy. Coraz częściej zadaję sobie pytanie - jaki cel ma bank w robieniu swoich klientów w konia?

Banki od stuleci zabiegają o to by postrzegać je jako instytucje stabilne, kierujące się rozsądną polityką biznesową, wzbudzające zaufanie. A czy można mieć zaufania do kontrahenta, który chce nas złowić na reklamowy haczyk i nie informuje rzetelnie o wszystkich postanowieniach umowy? Przecież nawet najbardziej niekorzystne warunki umowy zapisane i pokazane uczciwie klientowi więcej zrobią dobrego dla pozytywnego postrzegania banku niż złowienie naiwnego klienta, który uwierzy w reklamowe hasło, a później będzie miał poczucie, że został zmanipulowany.

Wiem, że to naiwność postulować od instytucji finansowych by w umowie z klientem na początku informowali go, że faktycznie lokata może i jest na 6 proc., ale dopiero po wpłaceniu pół miliona, a konto oszczędnościowe rzeczywiście jest darmowe, ale przy deklarowanych wpłatach miesięcznych nie mniejszych niż 10 tys. zł. Bądźmy szczerzy – Polacy, mimo że w krótkim czasie przeszli ciężką lekcję finansowych niuansów, wciąż w podejściu do pieniędzy odznaczają się beztroską naiwnością i niewiedzą. Przy inwestowaniu kierujemy się poradami sąsiadów, rodziny i znajomych. W wyborze konta bankowego czy lokaty częściej ulegamy sloganom reklamowym niż własnemu osądowi. Wystarczy, że usłyszymy w telewizji, że fundusz daje nam gwarancję 100 proc. zwrotu kapitału, a chętnie kupujemy jego jednostki.

Dlaczego tak rzadko sami decydujemy się na poświęceniu kilku godzin na przejrzenie ofert banków czy funduszy i porównaniu najlepszych opcji? Czy to intelektualne lenistwo czy zbyt duży stopień skomplikowania finansowego świata? Z punktu widzenia instytucji finansowych, taka sytuacja jest wygodna – im klient bardziej zdezorientowany, zagubiony i posiadający mniejszą wiedzę i doświadczenie – tym lepiej. Czy ktoś jeszcze pamięta reklamy telewizyjne nadawane w szczycie hossy 2007 roku namawiające nas na inwestowanie w ryzykowne fundusze akcji? Na kilkanaście tygodni przed krachem….

Stąd mój postulat – upraszczajmy. Upraszczajmy świat finansów jak tylko można. Pokazujmy wszystkie niuanse i pułapki czekające na rozgorączkowane głowy, które uwierzyły, że akcje będą już tylko rosły.

Zaglądajmy na naszą mapę funduszy, gdzie w prosty jak nigdzie w Polsce sposób można dojrzeć trendy panujące na rynku funduszy inwestycyjnych. Czy może być coś prostszego niż odróżnienie zielonego i czerwonego światła? Taka jest właśnie nasza mapa funduszy – im kolor bardziej czerwony, tym więcej traci dany fundusz bądź grupa funduszy. Im intensywniejsza zieleń – tym większe zyski.

Po kliknięciu w dany fundusz, otwiera się zakładka z graficznym wykresem obrazującym zachowanie się funduszu w danym okresie. W ten sposób nie angażując swojego czasu możemy pobieżnie prześledzić jak radzą sobie fundusze danego dnia. Natomiast osoby bliżej zainteresowane daną kategorią lub danym funduszem mogą wgłębiać się dalej w informacje coraz bardziej szczegółowe.

I najważniejsze – inaczej niż na drodze – zielone światło nie oznacza automatycznie: jedź! W przypadku funduszy zieleń odczytujmy raczej jako: dobrze się zastanów, zanim zdecydujesz się ruszyć z miejsca.