wtorek, 9 marca 2010

Ucieczka z placu zabaw

Mija dziesiąty rok XXI wieku, a Polaków wciąż trzeba przekonywać do zajmowania się swoimi finansami przez Internet. Sposoby promowania swoich usług w sieci przez banki są różne. Jeszcze niedawno w inteligentnej reklamie ING pan Internetowy zachęcał do samodzielności i oszczędzaniu na opłatach bankowych właśnie dzięki dostępowi do rachunku w Internecie. Teraz przyszła pora na kredyty.

 
Reklama banku ING, w której tata opiekuje się dzieckiem na placu zabaw wywołała burzliwą dyskusję na portalach społecznościowych. Większość internautów uważa, że reklama jest w złym guście, a w końcówce widz zapamiętuje nieszczęsną zbitkę: „Tato kupa – spotkajmy się na Ing.pl”. Niektórzy uważają, że mimo wszystko reklama jest zabawna – w końcu występują w niej aktorzy kabaretowi. Zaraz jednak dodają, że przekaz nie przekonuje do odwiedzenia strony banku.

Oczywiście nie zabraknie takich, którzy dopatrują się ukrytego, głębszego sensu. Otóż zapracowany i zajęty dzieckiem tata nie ma czasu na wyjaśnianie zawiłości odnośnie kredytów hipotecznych i odsyła młode małżeństwo do Internetu, gdzie można znaleźć potrzebne informacje. Zapewne taki był zamysł i główna idea spotu.

Coś jednak nie wypaliło. W reklamie coś uwiera, sprawia, że po jej obejrzeniu poczułem się zniesmaczony, rozczarowany, z lekka poirytowany. I nie chodzi nawet o tę nieszczęsną kupę, która zdominowała internetowe dyskusje. Jestem w stanie utożsamić się z ojcem, który musi z dzieckiem pędzić do domu, bo są pilniejsze sprawy niż rozmowa o kredytach.

To co szczególnie uwiera w spocie ING, to właśnie młode namolne małżeństwo, które nie zadało sobie trudu by co poszukać informacji o rynku mieszkaniowym. O nie, z takimi osobami z pewnością nie będę spotykał się na Ing.pl. Ile razy zdarzyło się, że ktoś podszedł do nas na placu zabaw i spytał: A pan przed czy po kredycie? A mieszkania będą tanieć czy drożeć?

O ile pan Internetowy wyglądał na rozsądnego, inteligentnego faceta, który wie w jaki sposób oszczędzać na opłatach, to małżeństwo z nowej reklamy sprawia wrażenia, jakby zamiast doradcy kredytowego przydał im się raczej psycholog. Przy spotkaniu z takimi osobami każdy pretekst jest dobry, by zabierać dziecko i zwiewać z placu zabaw.

I tu moim zdaniem tkwi największy problem. Miało być zabawnie a przekaz miał być jasny – nie wiesz co robić, wejdź na naszą stronę. Wyszło niestety niesmacznie – zestawienie nazwy banku z kupą oraz przedstawienie potencjalnych kredytobiorców jako nieudaczników. Idea słuszna, gorzej z wykonaniem. Być może reklama spełniła nawet swoje zadanie i strona banku notuje rekordy oglądalności. Ryzyko było jednak duże. Gratulujemy odwagi, ale prosimy o powrót do stylu pana Internetowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz